Po przeprawie promowej jesteśmy pewni że szybko coś złapiemy. Po chwili zaczyna padać. Mimo że podróżujemy już od dobrych kilku dni, dopiero drugi raz mokniemy. Podchodzimy kilometr dalej i znajdujemy budkę, w której możemy się schować. Przy okazji jest blisko drogi więc możemy łapać stopa w deszczu będąc suchym.
Czekamy... czekamy... i dalej czekamy. Auta przejeżdżają bardzo rzadko. Droga kręta ale widzimy co się na niej dzieje, bo znajdujemy się dosyć wysoko. Możemy robić sobie przerwy bez obawy że jakieś auto przejedzie, a my nie zdążymy pomachać. Po paru godzinach wydaje się nam, że nie pozostaje nic innego niż wrócenie do miejsca, z którego odpływają promy i popytanie wśród pracowników czy nie podrzuciliby nas do najbliższego miasta jak będą wracać do domu(w Norwegii duża część promów nie kursuje w godzinach nocnych).
Gdy szykujemy się do powrotu nadjeżdża autokar. Zatrzymuje się i chwilę później zmierzamy do miejscowości Odda. Szkoda tylko że ta przyjemność jest płatna. Z drugiej strony, mimo wspaniałych widoków, wszystko jest lepsze niż spędzenie nocy z dziurze z której właśnie wyjeżdżamy.
Po kilkudziesięciu kilometrach i kilku przymusowych, bardzo gwałtownych hamowaniach, (których nie da się uniknąć ze względu na bardzo kręte i wąskie drogi) docieramy do Oddy.