Po przeprawie promowej znowu wystawiamy na próbę nasze szczęście. Nie wiemy czy uda się nam dojechać do Preikestolen za dnia.
Nasze obawy nie spełniają się - zatrzymuje się facet jadący aż do Strandu. Po rozmowie z nami zmienia plany i zawozi nas pod Preikestolen. Przy okazji opowiada o parze autostopowiczów z Czech, których miesiąc wcześniej zabrał dokładnie z tego miejsca, co nas.
W drodze udziela wielu pożytecznych informacji i daje rozkład promów. Gdy docieramy na miejsce, strasznie wieje. O marszu na górę nie ma mowy - jesteśmy zmęczeni i nie wiemy co nas czeka po drodze. Podejrzewamy że rozbicie namiotu na trasie mogłoby być trudne ze względu na skalne podłoże i na silny wiatr.
Rozbijamy namiot niedaleko wody i kładziemy się spać. Po 10 minutach zwijamy go z powrotem z innym miejscu. Wieje tam mocno, że rano obudzilibyśmy się bez namiotu. Idziemy bardziej w głąb lądu, rozbijamy namiot między choinkami i kładziemy się spać.