Za nami nieprzespana noc - wiało tak mocno, że co chwilę trzeba było łapać rurki od namiotu żeby się nie połamały. Zwijamy namiot i przed wyruszeniem na szczyt udajemy się do schroniska aby zostawić tam nasze bagaże.
W schronisku oglądamy makietę szczytu i mapę świata, na której każdy może wbić szpilkę w miejscu, z którego pochodzi. No dobra, każdy spoza Europy, na której nie zmieści się już ani jedna szpilka. Koniec z tymi dziwnymi rozmyślaniami - wyruszamy na szczyt.
Aby wejść na Preikestolen, trzeba pokonać różnicę poziomów 304 m i dystans 3800 km(zdj. 14). Cel wyłania się dopiero pod koniec wędrówki. Wrażenie jest piorunujące - Preikestolen - opadająca pionowo w dół skała o płaskim szczycie o powierzchni ok. 25 m2 zwala z nóg. Tego dnia prawie dosłownie - wiatr nasila się z wysokością. Na samej górze jest tak silny, że trzeba się czołgać aby móc spojrzeć 604 m w dół.
Droga w powrotem trwa dłużej - deszcz dał o sobie znać i trzeba uważać chodząc po śliskich skałach. Wracamy do schroniska po bagaże, stołujemy się w kawiarni(najdroższa drożdżówka i kawa w życiu), bierzemy prysznic i ruszamy dalej.