na prom

Pierwszy kierowca wysadza nas kilkanaście km za Sandnes. Stajemy przed przystankiem autobusowym i łapiemy dalej. Zatrzymuje się tir, który ledwo się tam mieści. Jedzie do Kristiansandu na prom, czyli tam gdzie my.

Kierowca wesoły, przez całą drogę puszcza przeboje sprzed kilkunastu lat. Po drodze musimy zatrzymać się na przymusowy, 45-minutowy postój. W tym czasie jemy lody i przeglądamy mapę. Potem jedziemy dalej, facet nie może się nadziwić że chcemy jechać aż do Barcelony. Po drodze dużo rozmawiamy o Francji(opis pobytu na blogu), okazuje się, że był w paru miejscach, które też odwiedziłem.

Dojeżdżamy do Kristiansandu. Następny prom odpływa rano a kierowca ma zamiar spędzić noc w samochodzie. Wysadza nas ok 3 km przed terminalem, oferując pomoc przy wyjęciu bagażów z naczepy. Po podniesieniu mojego plecaka mina mu rzednie ale, jak przystało na potomka wikingów, daje radę. A my musimy z tym wszystkim iść jeszcze ok 3 km.

Po dotarciu rozbijamy się kilkaset metrów od terminala, z którego wypłyniemy następnego dnia. Znalezienie odpowiedniego miejsca na namiot zabiera nam trochę czasu, im bardziej na południe Norwegii, tym więcej ludzi i mniej dzikich terenów. Kładziemy się spać wykończeni, z perspektywą pobudki przed wschodem słońca.

Zdjęcia (1)

Komentarze (0)