Docieramy do Strasbourga. Od razu idziemy do automatów z biletami sprawdzić połączenia z Montpellier, które jest naszym kolejnym celem. Kupujemy bilety na pociąg bezpośredni, więc nie będziemy musieli się martwić że prześpimy przesiadkę.
Korzystamy z kilku godzin, które dzielą nas od odjazdu pociągu do Montpellier i idziemy pooglądać Strasbourg. Zaraz po wyjściu z dworca zauważamy, że jest on ciekawie zbudowany(zdj. 2). Miasto też jest śliczne-podziwiamy wąskie uliczki, charakterystyczne domy, kanał oraz słynną katedrę. Jesteśmy tak zachwyceni że nawet ciężkie plecaki nie stanowią dla nas żadnej przeszkody.
Do jedynego zgrzytu dochodzi w sklepie. Trafiam na sprzedawcę - cwaniaczka. Proponuje mi wino ale odmawiam - najtańsze kosztuje 10 EURO a ja jestem pewny że gdzie indziej kupimy dużo tańsze i co najmniej tak samo dobre. Facet nie odpuszcza i proponuje mi darmową degustację - chętnie się zgadzam. W czasie gdy on szuka butelki, robię zakupy. Po chwili gościu wraca i nabija na kasę wino, którego miałem skosztować. Niezbyt grzecznie odpowiadam co sądzę o takiej formie namawiania klientów i wychodzę. Facet ma gadane ale musi znaleźć innego naiwniaka. Najśmieszniejsze jest to że przez cały czas zwraca się do mnie łamanym angielskim a ja uparcie odpowiadam mu po francusku. Mimo, że rozmowa toczy się spójnie koleś nie wpada na to, że łatwiej byłoby mu porozumieć się ze mną w jego ojczystym języku. Kolejny raz potwierdza się fakt, że spożywanie żab nie wpływa pozytywnie na naukę języków obcych.
Niestety czas nas goni - musimy wracać na dworzec bo za niedługo przyjedzie nasz pociąg. Docieramy na dworzec i wsiadamy do wyznaczonego wagonu. Przed odjazdem przez pociąg przechodzi grupa wypakowanych ochroniarzy, o których w Polsce można jedynie pomarzyć. Niestety, za komfort trzeba płacić-mimo że nie jedziemy rozwijającym prędkość ponad 300 km/h TGV, bilety kosztują nas (...) EURO/os.
Po (...) godzinach podróży jesteśmy na miejscu.