Docieramy do Barcelony!
Jest bardzo ciepło, a my mamy masę bagażu, więc od razu zaczynamy poszukiwania pokoju, żeby pozbyć się zbędnych kilogramów. Lądujemy na głównej ulicy - La Rambla. Miejscowi z daleka poznają podróżnych - parę osób proponuje nam nocleg. My jednak szukamy hostelu Sun & Moon – jest sprawdzony, za przyzwoitą cenę można dostać zakwaterowanie w pokoju kilkuosobowym, dzielonym z nieznajomymi, bądź wybrać droższą kameralną dwuosobówkę. Wybieramy pierwszą opcję - jakby nie było pokój służył nam jedynie za przechowalnię bagażu - w końcu dziś piątek! W nocy tętni życiem - tłumy ludzi na ulicach, koncerty, sklepy czynne całą dobę. Odgłosy zabawy słychać aż do wczesnych godzin rannych.
Na La Rambla co parę metrów rozstawiają się przebierańcy, z którymi można pstryknąć sobie zdjęcie. Bardzo blisko stąd jest do plaży, portu i hali targowej. Dostajemy na niej oczopląsu- obowiązkowo kupujemy najbardziej soczyście i egzotycznie wyglądające owoce, no i Sangrię dla poprawienia i tak dobrego humoru. Jest tu wszystko - od owoców, różnych skorupiaków, po obślizgłe ośmiorniczki i surowe płaty mięsa.
Decydujemy się na spacer do Port Vell, gdzie znajduje się jedno z największych akwariów w Europie. Odstajemy swoje w kolejce po bilety, ale opłaca się. W cenie jest przewidziany film przyrodniczy(po katalońsku), masa akwariów - ryby pogrupowane są wg występowania na odpowiednich głębokościach. Najciekawszym momentem jest przejście przez środek olbrzymiego akwarium - olbrzymie rekiny znajdują się prawie na wyciągnięcie ręki.
Na końcu trasy rozstawione są atrapy łodzi podwodnych, monitory z grami i quizami nie tylko dla najmłodszych... (jak widać na zdjęciu :P)
Przemieszczanie się po mieście ułatwia metro - wykupujemy jednodniowy bilet i możemy szaleć! Pierwszy kierunek - Sagrada Familia. Z daleka widać już tłumy turystów. Ciągle rozbudowywana świątynia jest w remoncie nie tylko na zewnątrz, ale też w środku. Wewnątrz oglądamy wystawę ze zdjęciami pokazującymi fazy budowy, jak i wizje kolejnych przeróbek. Dużo informacji o samym Gaudim, jego dzieciństwie, pracowni. Wizyta tutaj mobilizuje nas do zobaczenia innych dzieł Gaudiego - obieramy nowy kierunek - Park Guell.
Żeby dotrzeć tam musimy pokonać masę schodów(całe szczęście, że część z nich jest ruchoma). Przechodzimy trasą, z której możemy podziwiać całą panoramę miasta. W parku znajduje się dom Gaudiego przerobiony aktualnie na muzeum.
Budynki projektowane przez Gaudiego sprawiają wrażenie bajkowych - nie podlegają żadnym prawom kanciastości, są kolorowe – i mienią się kolorowymi szkiełkami. Kilka z jego projektów, wciśniętych pomiędzy zwyczajne domy, znajdujemy jeszcze na mieście.
Po powrocie do hostelu dowiadujemy się, że brak im wolnych miejsc na noc z sob/nd.
Byliśmy na to przygotowani - kierownik uprzedził nas o takiej możliwości. Zostawiamy bagaże na miejscu, ubieramy się cieplej i wybywamy na całonocne zwiedzanie Barcelony.
Docieramy do Placu Hiszpańskiego , gdzie kręci się podejrzanie dużo ludzi. Postanawiamy zaczekać i zobaczyć jaka jest tego przyczyna.
Równo o 21. zaczyna rozbrzmiewać muzyka, plac zostaje mocniej oświetlony - okazuje się, że trafiliśmy na pokaz fontann. Z oświetleniem, odpowiednią muzyką trwa kilka godzin.
Resztę nocy spędzamy na włóczeniu się po mieście. Niestety Barcelona nie jest tak przyjazna jak Norwegia - jesteśmy świadkami kilku kradzieży - trzeba uważać.
Po całej nocce na nogach, wymęczeni, marzymy tylko o tym, żeby ją odespać. Niestety musimy czekać na wysprzątanie pokoju. Jest ciepło - idziemy na pomost do portu z myślą o wygrzewaniu się na słońcu i małej drzemce.
Nic z tego - dziś w mieście odbywa się jakiś festiwal dla dzieci. W porcie multum przebierańców, orkiestra, przedstawienia. Próbujemy wmówić sobie, że „sen to zło” i niecierpliwie czekamy już na moment kiedy będziemy mogli paść na łóżko i spaaaać!