Jedziemy marszrutką do centrum, na koniec godzinny spacer do hotelu Grand Resort. W bazie zawodów meldujemy się o godzinie 21:55, po 33 godzinach podróży(jadąc na Ukrainę przestawiamy zegarki o godzinę do przodu). Zajmujemy 80 miejsce.
PODSUMOWANIE:
1 maja:
1. 12:00-S T A R T z Sopotu(Kamienny Potok)
2. 13:00-Gdańsk Główny(dojazd SKM)
3. 13.40-14.25-Gdańsk-Jantar(1 stop)
4. 14.25-16.00-Jantar-Stegna(pieszo)
5. 16.15-18.00-Stegna-Ostróda(2 stop)
6. 23.00-23.40-Ostróda-Nidzica(3 stop)
2 maja:
7. 06.50-08.45-Nidzica-Warszawa(4 stop)
8. 11.30-12.50-Warszawa-Ryki(5 stop)
9. 13.00-14.00-Ryki Lublin(6 stop)
10. 15.10-20.15-Lublin-Lwów, obwodnica(7 stop)
11. 21:55-M E T A(80 m-ce)
Po opuszczeniu bazy zawodów znajdujemy nocleg w samym centrum(a właściwie on znajduje nas). Cena-10 dolarów/80 hrywien/33 zł za noc. Żadna rewelacja, ale mamy tylko dwa dni i nie uśmiecha się nam perspektywa spędzenia najbliższych godzin na szukaniu mieszkania. Dojeżdżamy taksówką na miejsce, dostajemy swój pokoik. Po załatwieniu formalności rozmawiamy z gospodarzem i dowiadujemy się paru ciekawych rzeczy(np. jak wejść na Cmentarz Orląt Lwowskich za darmo lub o obsłudze hotelowej zasysającej drogie perfumy za pomocą strzykawek).
Dostajemy mapę, na której facet pokazuje miejsca warte obejrzenia. Nasz analfabetyzm sprawia że zdolności analizy mapy są dosyć ograniczone. To nic - centrum nie jest aż takie duże jak przypuszczaliśmy, dlatego możemy polegać na naszej orientacji.
We Lwowie spędzamy dwa pełne dni, czujemy się tak jakbyśmy przenieśli się kilkanaście lat wstecz. Nie ma tutaj żadnego negatywnego wydźwięku, fajnie w końcu zobaczyć miasto tak bardzo różniące się od wielkich miast Europy Zachodniej. Jest tanio a miejscowi są przyjaźnie nastawieni do turystów(widząc ich od razu podchodzą i oferują pomoc).
Niestety czas nas goni i musimy opuścić Ukrainę.